16 lat poza elitą. Co jest najbardziej charakterystyczną rzeczą opisującą tułaczkę Leeds United poza Premier League? Czyżby haniebne pucharowe porażki z Histon, Sutton United czy Newport. A może Nikola Zigic wbijający Pawiom 4 gole w 37 minut, które zakończyły pracę na Elland Road Simona Graysona? Co powiecie na 6 goli wbite kolejno drużynie Neila Warnocka i Briana McDermotta przez piłkarzy Watfordu i Sheffield Wednesday? Leeds United w tym czasie zapisała się także w historii Championship jako pierwsza drużyna, która przewodząc tabeli na Boże Narodzenie uniknęła awansu na koniec sezonu. Jeśli już nie chcemy grzebać w meczach, to przejdźmy do ludzi zarządzających klubem z Elland Road. Ken Bates zasłynął w Yorkshire ze sprzedaży Elland Road oraz oddawania za paczkę frytek największe talenty The Whites. Jonny Howson, Robert Snodgrass, Luciano Becchio czy Max Gradel w lidze należeli do najlepszych, ale nowi pracodawcy głęboko do kieszeni sięgać nie musieli pozyskując asów United. Po słynnym Siwym wodze przejęli jedyni biedni Arabowie. Do tej pory nie wiadomo, po co GFH kupowało Leeds, ale bałagan po nich musiał sprzątać włoski Król kukurydzy. Etap władania Leeds przez Massimo Cellino wymaga chyba osobnego rozdziału. Wspomnieć wystarczy tylko "podatek ciastkowy" nałożony przez Włocha na krytykujących go kibiców, zamknięcie połowy obiektów, w tym kantyny, na Thorp Arch, czy też słynne konferencje prasowe Cellino, w trakcie których Włoch wychodził sobie na fajkę. Wydarzenia z końca stycznia 2014 roku pominiemy milczeniem. Skoro wywołaliśmy Cellino to przejdźmy do jego wynalazków trenerskich. Zatrudnienie Davida Hockadaya było chyba największym absurdem w historii zawodowej piłki, a kiedy kibice nie skończyli jeszcze przecierać oczu ze zdziwienia kto został trenerem ich ukochanej drużyny, to były opiekun Forest Green oznajmił swoją wiarę, że wraz z Cellino doprowadzi The Whites do Ligi Mistrzów. Ligi Mistrzów nie było, ale była za to miesięczna przygoda w Leeds Darko Milanica, a potem zwolnienie Neila Redfearna z powodu jego zbyt wysokiej popularności wśród pracowników klubu.
Fatalną zadyszkę Garry'ego Monka poprzedziła katastrofalna druga część sezonu duetu Christiansen - Heckingbotton. I wtedy niebo zadrżało, stało się światło i do Leeds wszedł on, cały na biało. Człowiek, który nie znał Championship, ale szybko stał się jej mistrzem. Człowiek, który nie znał języka swoich piłkarzy, ale szybko nauczył ich grać w piłkę. Człowiek, który do Leeds nie musiał sprawdzać świetnych obrońców czy pomocników. On z co najwyżej przeciętnych do tej pory Coopera, Phillipsa czy Klicha zrobił gwiazdy ligi. Marcelo Bielsa w Leeds United to historia nie tylko słynnego trenera, który spróbował sił w drugiej lidze angielskiej. To nie tylko ekscentryk mający unikalne spojrzenie na sport i starszy pan nie umiejący porozumiewać się w języku Sheakspeare'a. Bielsa nie stworzył tylko jednej z najlepszych drużyn Championship ostatnich lat. On zjednoczył kibiców, sprawił, że całe miasto zaczęło z powrotem żyć Leeds United. Argentyńczyk nauczył nas pokory, moralności, tego, że w życiu i sporcie czasami ważniejsze od pieniędzy czy wyników jest sposób, w jaki się je osiąga. Choć, przyznać trzeba, przez te swoje dwa lata pracy na Elland Road wielokrotnie zdarzyło się, że El Loco fanów The Whites irytował. Do tej pory wielu z nas nie rozumie, co w linii ataku robi Patrick Bamford. Do niedawna nie brakowało także osób łapiących się za głowę kiedy na prawej obronie Argentyńczyk nie widział lepszego wyboru niż Luke Ayling. O skłonnościach Bielsy do rotacji i zmian krążą w sieci żarty porównujące trenera Leeds do Franciszka Smudy z Euro 2012. Na początku roku nie brakowało głosów mówiących, że Bielsa sezonu w Leeds już nie uratuje, że jego upór jest zbyt silny i The Whites pod jego wodzą zaliczą kolejną mrożącą krew w żyłach końcówkę sezonu. Kiedy wydawało się, że po porażce z Nottingham Forest nic już nie zatrzyma Leeds spadającego z miejsc premiowanych awansem, to zwykle zimnokrwisty, bezlitosny i bezuczuciowy Argentyńczyk pokazał swoim piłkarzom ludzką twarz. Zawsze po każdym meczu Pawie czeka analiza meczu, bez względu na wszelkie okoliczności omawiany jest przebieg ostatnich 90 minut. Jednak po porażce na City Ground Marcelo zmienił podejście. Zamiast chłodnej, suchej analizy zespół usłyszał mowę Bielsy, której nie powstydziłby się sam Winston Churchill. Słowa Argentyńczyka podniosła morale i zespół na nowo uwierzył, że potrafi grać w piłkę. Kolejne starcie z Brentford należało już do najlepszych w sezonie, a po nim nastąpiła seria, którą przerwała dopiero pandemia śmiercionośnego wirusa.
Czy po tych 16 latach piekła czekają teraz kibiców The Whites lata chwały? Czy los minione męki z Wise'm, Warnockiem czy Hockadayem chce teraz wynagrodzić piękną przygodą z argentyńskim mędrcem? Przez te niemal dwie dekady spotykaliśmy się z wiecznym rozczarowaniem, wyśmiewaniem i zdenerwowaniem. Ci, którzy przetrwali, zasłużyli na bramy raju. Bramy raju, do którego w niedzielne popołudnie, miejmy nadzieję, znowu zbliżą się podopieczni Marcelo Bielsy. Pisząc te słowa jestem świadomy, że mało drużyn na świecie jest w stanie zepsuć coś z pozoru niemożliwego do zepsucia tak, jak klub sportowy Leeds United. Nick Hornby pisał, że bycie kibicem piłkarskim to stan wiecznego rozczarowania przerywany od czasu do czasu chwilą ekscytacji. Zmarły niedawno Jerzy Pilch zwykł mawiać, że nasze drużyny, kiedy bronią się przed spadkiem, to zawsze spadają, kiedy walczą o awans, nigdy nie awansują, a kiedy mają dowieźć zwycięski remis, to tracą bramkę w ostatnich sekundach. Nic mi nie wiadomo, żeby pan Jerzy w domu siadał w domu przed telewizorem z białej koszulce z literami LUFC na piersi, ale czy jego słowa nie ubierają idealnie kibicowskiego życia każdego czytającego ten tekst? Czy opisane wyżej przykłady permanentnego rozczarowania ostatnich 16 lat, wracając jeszcze do słów autora Boiskowej Gorączki, nie powinny być teraz zastąpione chwilą ekstazy? Czy może być bardziej odpowiedni dla tego klubu rok i sezon na upragniony powrót na salony? Rok 2020 i sezon 2019/20 niezależnie od jego zakończenia bezsprzecznie przejdzie do historii jako jeden z najdziwniejszych od dawna, a Leeds United, jako klub jedyny w swoim rodzaju, właśnie w takim momencie powinien dokonać tego, co próbuje od kilkunastu lat.
Kiedy w maju trwały dyskusje co dalej z sezonem na stole pojawiła się możliwość zakończenia go na podstawie średniej ilości punktów zdobytych w 37 kolejkach. Przy takim rozwiązaniu The Whites obecnie planowaliby już przygotowania do gry w Premier League. Marcelo Bielsa o takim sposobie awansu nawet nie chciał słyszeć. Argentyńczyk doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Leeds nie zależy tylko na opuszczeniu Championship. Leeds United chce rozwiać wszelkie wątpliwości, rozbić wszystkich pozostałych rywali i wchodząc z buta z wielkim hukiem przez bramy Ziemi Obiecanej oznajmić wszystkim obecnym w Premier League, że wróciło do domu. Zarówno władzom klubu, piłkarzom, trenerom i kibicom tego właśnie życzę. Przed nami 9 finałów. Delektujcie się nimi.
Komentarze
Nierch ta lige wygraja po prostu ...
MOT.